Po pierwszych nieudanych próbach z IR, doszedłem do wniosku, że albo sprzedam filtr do IR i zaprzestanę tego procederu, albo wezmę byka za rogi i popróbuje dalej.
Jako, że w sieci pełno jest tutoriali dotyczący majstrowania przy aparatach by wyjąc filtr dolnoprzepustowy (tak nazywają filtr odcinający IR ponoć), to jednak nie zdecydowałem się na manipulacje, które zakończyły by się wyrzuceniem aparatu do kosza. Oczywiście mam na myśli leciwą Konicę Minoltę 7D, która chciałem kłaść na stół operacyjny.
Analiza rożnych wpisów na forach zagranicznych wyłoniły kandydata do zakupu, którego nie trzeba przerabiać.
Padło na cyfrówkę leciwą Minolta Dimage 7.
Przepatrzyłem oferty, na polskich stronach nie było w pierwszej chwili, na zagranicznych owszem i to sporo. Ceny zróżnicowane, nie za wysoki, nie za niskie. W jednej aukcji nawet sprzedawana z filtrem IR, jako gotowy zestaw do IR – ale filtr mam. Wreszcie po tygodniu pilotowanie aukcji pozwoliło wyłowić na naszym portalu aukcyjnym dany aparacik. W cenie symbolicznej około 100 PLN z dołożona karta pamięci na dodatek. Kilka dni oczekiwania i jest. No i są efekty, bo to co uważałem za fotografię IR wcześniej z wykorzystaniem lustrzanki i masakrycznie długich czasów ekspozycji nijak się ma do ,,strzału z ręki” z użyciem takiego małego aparaciku z dokręconym filtrem, muszę tylko doszlifować warsztacik obróbki, kulejący jak zwykle 🙂
efekty poniżej
Piękne piękne 🙂
Dzięki 🙂