Posted by
PREM w 11:51 |
no responses
Jak na niespełna 13 lat Kuba daje sobie radę doskonale z aparatem i chociaż czasami nie ma ochoty to jak weźmie aparat to… mu wychodzi, ja w jego wieku skazany byłem na Smienę 😉 zapraszam do galerii jego zdjęć
Posted by
PREM w 14:41 |
2 komentarze
Początkowo wystarczył sam aparat zawieszony na ramieniu, czasem w futerale czasami z fantazyjnie odpiętym futerałem, z rzadka z dołączoną lampą. Tym, którzy urodzili się w nowych ,,lepszych” czasach chyba rudno zrozumieć, że sam aparat nie mówiąc o lampie stanowił ,,dobro” z najwyższej półki, nie stanowił gadżetu dostępnego wszystkim. Był znamienitym prezentem ,,komunijnym”, ,,osiemnastkowym” etc. Wystarczył sam aparat, nikt kto go posiadał, nie pragnął więcej, no może z wyjątkiem światłomierza, albo i lampy błyskowej. Początek dostępności lustrzanek to w moim przypadku okres wchodzenia w ,,dojrzałość” bo takowy prezent właśnie dostałem, piękna jedyna i wspaniała lustrzanka Zenith 12XP, w latach 80 tych obiekt westchnień, nie tylko moich. Dokompletowanie jakiegokolwiek wyposażenia do niego, czyli obiektywów, lamp, filtrów było trudne, skoro nawet zakup baterii do wbudowanego światłomierza kosztował trochę wysiłku, a rozładowywały się te baterie oj szybciutko…. Posiadałem a raczej użyczałem sobie lampę od kolegi, rzecz jasna lampa była produkcji radzieckiej, nie najgorsza, baterie wystarczały na kilkadziesiąt błysków… A filtry? Takowej wiedzy specjalistycznej nie posiadałem wówczas by filtry stosować, ba nawet dzisiaj stosuje je tylko wtedy kiedy muszę, czyli rzadko. Ale posiadam owe gadżety…, wtedy było inaczej. Przez 12 lat użytkowania z całego wyposażenia dorobiłem się jedynie konwertera, obiektywu szerokokątnego (cóż to było za cudo…..) i przejściowo ,,reporterskiej 135 -tki Pentacona (zbytej dosyć szybko z powodu braku gotówki na wyjazd w góry), później już tylko dokupiłem parę filtrów UV, jakieś soczewki makro i to było wszystko. Mieściło się to w niewielkiej torbie albo turystycznym plecaku. Plecaki fotograficzne wyściełane miękka gąbką z przegrodami nie były wtedy znane fotograficznej gawiedzi z krajów ,,demoludu”. Ale wszystko się sprytnie mieściło, a to owinięte we flanelowa koszulę, albo i zawinięte w skarpety. Leżało w plecaku, wyciągane jak potrzeba była taka, czasami i szkło spadło na trawę, czasami i na kamień, w większości przypadków dobrze się to kończyło, metal i szkło – to było to ! Obecnie upuszczenie szkła nawet na miękki dywan skończyć się może nie najciekawiej… Ad rem, sprzętu było mało a dodatkowo matryce cyfrowe to była przyszłość, ale na cały wyjazd w góry wystarczało 2-3 klisze, po 36 klatek, najczęściej czarno –białych, szczęściarze mieli dostęp do przeźroczy ORWO-wskich, taka klisza budziła zawiść, no może zazdrość. Kadrowanie było lepiej przemyślane, brak gadżetów prowadził do przemyślnych rozwiązań. Chyba było inaczej czasami lepiej niż dzisiaj. A teraz zakupujemy gadżety. Dla amatora jak ja, zawsze stanowią łakomy kąsek i oblizywanie się, bo któż nie chciałby nowego dyfuzora, nowego szkła (w zasadzie niby wszystko mam ale jeść nie woła…) I zaczynamy kupować, a to bracket, bo jakby osadzić na nim lampę byłoby poręczniej, a to drugi statyw, bo jakby ,,posadzić” na nim dodatkowa lampę to by było lepiej… Kupujemy lampę makro, która w zasadzie nie nadaje się do niczego, bo nieporęczna i nadaje się jedynie do fotografowania delikwentów w sali sekcyjnej (ponoć taka jest proweniencja lamp ledowych w kształcie ,,ringu”). Kupujemy filtry UV, bo jedni mówią że zabezpieczają soczewkę obiektywu, drudzy mówią, żeby zdejmować, bo to bez sensu i jakość zdjęcia leci drastycznie w dół, no ale jak kupiłem i nawet zdjąłem to może się przydać. Ktoś zapyta – masz filtr polaryzacyjny? Nie masz a zdjęcia chrząszczom robisz bez filtra????? No i kupujemy zapominając zapytać jaki jest najlepszy, więc kupujemy nie filtr tylko gadżet – najtańszy. A tu sru kolega kupił wyzwalacz radiowy i się zachwyca, że to genialny wynalazek! Cóż począć, zamiast zapytać gdzie to wykorzystuje – KUPUJEMY!- potem spokojnie wkładamy do coraz to większego plecaka, bo i plecaki dostępne, wiele przegródek kusi ,,pustostanem”, warto by wypełnić jakimś gadżetem. Leżą sobie już dwa plecaki wypełnione sprzętem, nadarza się okazja, bardzo ładna torba naramienna, bo z plecakiem przecież ,,nie wszędzie wypada”...
Posted by
PREM w 09:39 |
no responses
Galerie cały czas uzupełniam i uzupełniam, pierwotnie ,,zapchałem” różnymi fotami, teraz już na spokojnie trochę popracuję nad nimi przed wklejeniem …
Posted by
PREM w 10:24 |
no responses
Jak ktoś powiedział,- najsłabszym z elementów każdego systemu jest procesor znajdujący się pomiędzy uszami, I dlatego wybrałem Sony bo jest dobry jak każdy inny system. I jak każdy inny system wymaga pracy procesora pomiędzy uszami by osiągnąć jako takie efekty. O Smienie i Zenicie rozpisywał się nie będę, przynajmniej tutaj. Chociaż było by o czym pisać i może jak wyczerpie to co mi lezy na wątrobie to sięgnę w ,,zamierzchłą przeszłość” mojej przygody z fotografią. A znajomość i koleżeństwo z Sony zaczęło się rzecz jasna od Minolty.. Przebywając w trakcie studiów doktoranckich na stypendium w Szwecji zakupiłem to cudo a konkretnie Minoltę Dynax 500si wraz z obiektywami minoltowskimi, był to w roku 1999 hit i pomimo iż to analog to budził pożądliwe spojrzenia w trakcie spacerów z tym cudem na ramieniu. Rzecz niebywała, zdjęcia jak marzenie, przepaść pomiędzy nią a wcześniejszym Zenitem ogromna, przynajmniej wtedy mi się tak wydawało, bo z perspektywy ewolucji dzisiejszych lustrzanek większy skok można zauważyć pomiędzy wersjami danego modelu niż pomiędzy Zenitem a Minoltą Dynax. Skutecznie zauroczony Minolta pozostawałem jej wiernym fanem aż do czasu, kiedy lustrzanki cyfrowe wkroczyły na tyle energicznie w rynek fotograficzny, że zdążyły potanieć i stały się dostępne. Wierna Minolta powędrowała do szafy a na arenę wkroczyła (jakże by inaczej) kolejna lustrzanka tym razem cyfrowa Konica Minolta 5D. Rzecz jasna przy ówczesnych cenach szkieł nie warto było nawet próbować zmienić systemu a jedynie korpus, a że obiektywy z Minolty już miałem, to logiczne wydawało się, że sensowne będzie rozwijanie systemu w tym kierunku. Konicę Minoltę nabyłem na Allegro, musiałem trochę się ukrywać przed żoną, ponieważ na taki zakup w tamtym czasie było nas stać w stopniu raczej ograniczonym. No ale przesyłkę odebrałem w czasie jej niebytności w domu. Aparat do aparatu podobny, szydło wyszło z worka parę miesięcy później, bez przykrych dla mnie konsekwencji na szczęście. Aparat ten był przełomem technicznym na tyle znaczącym, że spojrzałem na fotografię z całkowicie innej perspektywy. Aparat analogowy niósł za sobą okres wyczekiwania na obróbkę filmu i wykonanie odbitek. Było w tym wyczekiwaniu sporo emocji, a tutaj? Tutaj od razu było wiadome czy zdjęcie wyszło, czy też nie, można było pstrykać aż do zapełnienia karty, przenosić dane, kasować, poprawiać niby radość, ale cos ulotnego uciekło bezpowrotnie. Wraz z ulatującą nostalgią pokazały się jednak nowe problemy jak chociażby słynny Error 58. Ano cos odchodzi a cos przychodzi niekoniecznie lepsze ;-)) Aparaty cyfrowe ułatwiając życie ukradły mistykę przygotowań do zrobienia poprawnego zdjęcia, ukradł w fotografii przyrodniczej ten element pełnej symbiozy fotografującego z aparatem, ukradł i nie oddał….. Ale jakość zdjęć zaczęła powalać na kolana. Kiedyś wykonanie zdjęcia pająka, które uważałem za ,,mistrzostwo świata” wykonywane Zenitem 12XP i mieszkiem nie dosyć że pracochłonne to efekt był w sumie akceptowalny na poziomie zdjęć z analogów nawet dobry. Pierwsze zdjęcia z cyfrówek nawet określanych kompaktami potrafiła wprowadzić stan totalnego stuporu u posiadaczy analogów… A na dodatek jeśli taką fotkę wykonał kolega, traktujący z przymrużeniem oka całą fotografię, to….. Włodzimierz Puchalski by się załamał a co dopiero ja. No ale podejdę chronologicznie. Po ekscytacjach z KM 5D, tudzież przebojach z jej wysyłką do serwisu w Niemczech by zlikwidować ten nieszczęsny błąd (polegający na tym, iż po pewnym czasie użytkowania przy wykonywaniu pierwszego zdjęcia np. w danym dniu było ono czarne lub granatowe), przyszedł dosyć szybko czas na zmiany, tym razem KM 5D zamieniłem na pierwszą lustrzankę już koncernu Sony – A350. Znowu ,,skok” jakościowy, chociaż już nie taki duży jak przy przesiadce z analoga na cyfrę, ale zawsze jakiś postęp. Szkła póki co pozostały stare, ale już zaczęło mnie ,,nosić” by cokolwiek dokupić. Może o szkłach napiszę kiedy indziej.. No i...
Posted by
PREM w 08:07 |
no responses
To mój pierwszy wpis i pierwsze doświadczenia w tworzeniu własnej witryny….proszę o cierpliwość trochę potrwa jej tworzenie 🙂