Rzecz o dobrej pamięci i zapasowych akumulatorach

 

 

Każdy wyjazd by fotografować, nawet najkrótszy wzbudza emocje związane z pakowaniem sprzętu. Rzecz jasna dobór plecaka ( mały, średni, duży) a może torba wystarczy? Jakie szkła zabrać? Filtry czy potrzebne? No i obiektywy…Jeśli wyjazd jest czysto fotograficzny pakuje największy plecak Lowepro Pro Trekker 600, wielki jak kolubryna wysadzona przez Kmicica pod Częstochową, ale mieści się wszystko. Gorzej mieści się wszystko i jeszcze sporo innych klamotów, w zasadzie można zapakować całą szafę fotograficzną i na termos miejsce się znajdzie. Wyjazd rodzinny jest niestety limitowany ograniczeniami pojemności samochodu, oraz reglamentowanym przez rodzinę czasem użyczanym mało hojnie… Wyjazd krajowy jeszcze pozwala przemycić jeden obiektyw więcej, kilka niepotrzebnych ,,przydasiów’’ fotograficznych. Wyjazd zagraniczny limituje ilość sprzętu, limituje wszystko włącznie z czasem wolnym, który trzeba dzielić pomiędzy hobby a pilnowanie by rodzina się nie potopiła w morzu. Tak było i tym razem a wyjeżdżaliśmy do Chorwacji na 10 dni…

Więc i pakowanie na taki wyjazd przypomina trochę strategiczne planowanie. Przede wszystkim korpus aparatu, a może dwa korpusy? Tutaj niestety plecak musi być mniejszy bo rodzina nie zrezygnuje z namiotu plażowego, ani ręczników kosztem jednego obiektywu czy dodatkowego statywu. Z bólem można przyjąć że jeden korpus nie powinien zawieść, a obiektywy no cóż absolutne minimum, minimum oznacza niestety liczbę przynajmniej 3-4 szkieł w sytuacji fotografii makro, gdzie 2 makro szkła są po prostu dla mnie obowiązkowym obciążeniem. No a jasny standard tez się przyda, no i WA a może nawet ultra WA,, filtry do nich, blendy, statyw piloty, mały plecak pęka w szwach, dodatkowe karty pamięci, drobiazgi no i oczywiście AKUMULATORY ZAPASOWE, skoro mamy gripa i prądożerny aparat, trzeba przyjąć założenie, że czasami wypad bardzo intensywny 3-4 godzinny potrafi takie akumulatory w gripie rozładować, stąd trzeba pewną ilość zapasowych zabrać. Dla mnie jako, że nie są one zbyt wielkie to jak zwykle przy wyjazdach wrzucam do plecaka jeszcze 3 komplety. Po co tak dużo? Ano czasami zapomnę naładować i lepiej mieć poranny komfort, że możemy jednak te zdjęcia robić, niż dyskomfort, niektóre sa już słabe, może jakaś awaria?. W zasadzie nawet przy braku ładowarki można takimi w sumie 4 kompletami (jeden w gripie i 3 na wymianę) obskoczyć cały wyjazd. Przy rozsądnym gospodarowaniu energią. Takie były założenia, ale ładowarkę na wszelki wypadek wcisnąłem do plecaka, oj a niech tam… Ułożyłem ładną stertę akumulatorów w szafie i zacząłem pakowanie. Jako, że nie lubię pozostawiać korpusu z akumulatorami przy transporcie długotrwałym to na wyjazd wyjmuję akumulatory. Imponująca stertka leżała na półce. Zacząłem pakowanie. Dumny z siebie po 2 godzinach zakończyłem. Plecak leżał sobie na korytarzu w oczekiwaniu na wyjazd poranny. Pojechaliśmy, po 17 godzinach żmudnej trasy, byliśmy na miejscu. Zmęczeni nie rozpakowywaliśmy zbytnio bagaży tylko położyliśmy się spać.  Następnego dnia oczywiście odsypianie podróży i wyjazd na plażę, aparat i cały sprzęt został w apartamencie, po południu po ablucjach i późnym obiedzie czas było zacząć przygotowywania do porannego wypadu na zdjęcia. Poranne wypady mają swój urok, największym atutem jest smacznie śpiąca rodzina nie spoglądająca z wyrzutem na entuzjazm związany ze zdjęciami. Dwie –trzy godziny porannych fotek to balsam na skołatane serce i gwarant udanego dnia.  Jak basza rozsiadłem się na podłodze, przede mną wypchany plecak. Otwieram i z namaszczeniem wyciągam korpus, obiektywy, wszystko w wyśmienitej kondycji, sięgam po akumulatory do kieszonki. Kieszonka podejrzanie płaska, niewypchana, serce przyspieszyło, szukam wywalam klamoty na podłogę, każda kieszonka załamek plecaka, nic….Wizja bezfotograficznego spędzenia 10 dni na wczasach była bardziej przerażająca niż nagana w pracy. Smętnie spojrzałem na spoczywającą w przegródce wciśniętą ładowarkę, bo cóż tu ładować? Z rezygnacją wziąłem korpus aparatu przełączając dźwignię w pozycję ON, ot tak odruchowo… aparat ożył !!! jakimś sposobem ożył. Niczym skazańcowi skazanemu na szafot niósł ułaskawienie 🙂  Zajrzałem do komory gripa, w gniazdach tkwiły dwa najlepsze akumulatory. Nie spodziewając się cudów bo ja taki agnostyk a tu taki cud..doszedłem do wniosku, że cudu nie ma. Przed wyjazdem odruchowo włożyłem dwa akumulatory bo chciałem sprawdzić poprawność działania jednego z obiektywów, później ich nie wyjąłem, reszta oczywiście pozostała w szafie, z lubością popieściłem starą ładowarkę, asekuracyjnie zabraną na wyjazd, oj będzie miała zajęcie J


Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

comments-bottom